O sztuce tworzenia pism procesowych i innych dokumentów prawniczych.

Kategoria: Narzędzia

Bazy orzeczeń

Żyjemy w złotym wieku informacji. Nie bez powodu od kilkunastu lat można zaobserwować rozkwit praw własności intelektualnej – teraz na tym polu następuje największy rozwój. Informacja jest cenna, przez co ogranicza się do niej dostęp. Na szczęście, jedną z funkcji państwa jest wyposażanie obywateli w dane niezbędne do prawidłowego funkcjonowania. Pojawiają się również inicjatywy oddolne, często związane z sektorem NGO, których celem jest propagowanie otwartego dostępu do informacji.

To tłumaczy, dlaczego publiczne bazy orzeczeń sądowych są w stanie zaspokoić Twoje potrzeby niemal tak samo dobrze, jak bazy komercyjne. Dziś przyjrzymy się zatem dostępnym odpłatnie oraz za darmo bazom orzeczeń. Pamiętaj, żeby nie korzystać z nich bezrefleksyjnie.

Programy prawnicze

Przez wiele lat na rynku funkcjonowały trzy wielkie programy prawnicze – Lex, Legalis oraz Lex Polonica. Dziś ostały się już tylko dwa pierwsze. Z uwagi na to, że są to platformy dedykowane prawnikom, najlepiej sprawdzają się w pracy z orzeczeniami.

Oba programy posiadają rozbudowane wyszukiwarki, odniesienia pomiędzy orzeczeniami i przepisami, a także powiązania między orzeczeniami cytowanymi i cytującymi. W Legalisie w chwili pisania tych słów znajduje się 2 453 147 orzeczeń, w Lexie2 426 031. Są to więc liczby absolutnie porównywalne i prawda jest taka, że w obu programach znajdziesz z dużym prawdopodobieństwem wszystkie kluczowe dla swojej pracy orzeczenia.

Bazy sądowe

Poszukiwanie orzecznictwa sądów powszechnych powinieneś rozpocząć od Portalu Orzeczeń Sądów Powszechnych. Jak sama nazwa wskazuje, znajdują się tutaj wyroki i postanowienia sądów apelacyjnych, okręgowych oraz rejonowych. Wydaje mi się, że nieco szwankuje wyszukiwarka, ale bardzo pomocnym narzędziem jest mapka, dzięki której wybierzesz sądy z dowolnej apelacji, których orzecznictwo chcesz poznać. Na dziś w bazie jest 342 399 dokumentów.

Sąd Najwyższy, w przeciwieństwie do NSA, posiada swoją własną stronę internetową i bazę orzeczeń. Przyjemna dla oka, choć nieco przestarzała szata graficzna oraz przystępna wyszukiwarka umożliwiają dostęp do 73 769 orzeczeń.

Orzeczeń sądów administracyjnych należy szukać przede wszystkim w bazie NSA. Baza obejmuje orzeczenia Naczelnego Sądu Administracyjnego oraz sądów wojewódzkich od 2004 roku, a w przypadku NSA – także orzeczenia wcześniejsze, jeśli z jakichś powodów zostały uznane za istotne. Dziś znajduje się tam 1 830 446 orzeczeń.

Zdecydowanie najgorszą z punktu widzenia praktycznego bazą jest ta należąca do Trybunału Konstytucyjnego. Brzydko wygląda i jest toporna w nawigacji. Jeśli masz wybór, lepiej korzystać z tych samych orzeczeń umieszczonych w programach prawniczych. Baza TK zawiera 11 621 orzeczeń.

Na marginesie jedynie warto jeszcze wskazać na bazę interpretacji podatkowych Ministerstwa Finansów, w której znajduje się obecnie 128 416 dokumentów.

W zakresie orzeczeń międzynarodowych, zwracam uwagę przede wszystkim na bazę orzeczeń Trybunału Sprawiedliwości (43 521 dokumentów) oraz zbiór Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (63 133 dokumentów)

Inicjatywa pozarządowa

Jako że sam byłem przez wiele lat związany z organizacjami pozarządowymi (wciąż jestem!), szczególną uwagę zwróciłem na System Analizy Orzeczeń Sądowych SAOS. To tworzone przez środowisko akademickie i sektor NGO narzędzie ma być czymś więcej niż tylko bazą orzecznictwa. Celem projektu jest stworzenie narzędzi analityki publicznej i wypracowywanie standardów dokumentów elektronicznych.

Wciąż rozwijana inicjatywa obecnie posiada w swojej bazie 411 524 orzeczeń sądów różnych rodzajów i szczebli.

Słowniki w pracy prawnika

Chyba zgodzisz się ze mną, że od fachowców powinniśmy oczekiwać używania najlepszych możliwych narzędzi. Budowlaniec z przestarzałą wiertarką udarową, taksówkarz w rozpadającym się Passacie czy informatyk stawiający Ci stronę internetową na starej, dziurawej i podatnej na ataki technologii nie są wzorami, które powinno się naśladować.

Dlaczego zatem tak mało mówi się o jakości słowników, z których korzystają prawnicy?

Po co prawnikom słowniki

Jeśli masz za sobą studia prawnicze z pewnością pamiętasz, ile czasu poświęcano na nich wykładni prawa. Z uwagi na swoją budowę, przepisy prawne często trzeba interpretować, ponieważ tylko wtedy można dostosować je do prawdziwych sytuacji, w jakich znajdują zastosowanie.

Podstawowym typem wykładni jest wykładnia językowa. W dużym skrócie polega na tym, że osoba interpretująca słowa i wyrażenia występujące w danym przepisie próbuje ustalić ich powszechne, językowe znaczenie. Gdzie takie znaczenie znajdzie? Oczywiście w słownikach języka polskiego.

Dodatkowo powinieneś zajrzeć do słownika, gdy masz jakiekolwiek wątpliwości co do znaczenia konkretnego słowa. Jedna z najważniejszych rad językowych, jakie usłyszałem, brzmi:

Nigdy nie używaj danego słowa, gdy nie jesteś absolutnie pewny jego znaczenia.

Mój Tata

To szybka droga do ośmieszenia się, a to z kolei poważnie osłabia Twoją siłę przekonywania w piśmie procesowym.

Warto zapoznać się ze słownikami poprawnościowymi (słownikami poprawnej polszczyzny), gdy nie jesteś pewien, jak zapisać dane słowo albo w jakim kontekście go użyć. Tę funkcję spełnia dziś dobrze Google – sam wiesz najlepiej, ile razy sprawdzałeś zasady pisowni lub interpunkcji wpisując coś w wyszukiwarce.

Słowniki mogą przydać się także, o czym część prawników zdaje się zapominać, w interpretacji zapisów umownych. Taką praktykę już dawno zaakceptował i pochwalił Sąd Najwyższy.

Posługiwanie się dla celów analizy charakteru umów słownikami języka polskiego nie tylko nie narusza ani art. 316 § 1 k.p.c. ani żadnych innych przepisów lub reguł prawa, lecz jest jak najbardziej uprawnionym elementem dokonywania oceny dowodów stosownej do art. 233 § 1 k.p.c. oraz wyrazem logicznego i bezstronnego, racjonalnego i wszechstronnego rozważenia przez sąd zebranego materiału dowodowego.

Sąd Najwyższy w sprawie II UKN 464/01

Prawnicze stereotypy dotyczące słowników

Stosunek adwokatów, radców i sędziów do słowników dobrze pokazuje, dlaczego potrzebna jest w naszym kraju edukacja legalwritingowa. W obrocie funkcjonuje wiele stereotypów wpływających na to, że wybieramy słowniki nieprzydatne do naszej pracy.

Przede wszystkim nieprawdą jest to, że wszystkie słowniki są jednakowo dobre. Bardzo dużo publikacji to przestarzałe metodologicznie dinozaury, które w ogóle nie powinny znajdować się już na naszych półkach (no chyba, że analizujemy ustawodawstwo z lat 50. ubiegłego wieku).

Inne powszechne przekonanie dotyczy tego, że wiedzy zawartej w słownikach nie wolno podważać. Tymczasem słowniki są jedynie autorską oceną znaczenia danych wyrażeń, która musi być weryfikowana.

Według sporej grupy prawników czas stworzenia słownika nie ma znaczenia. Nasz język jednak nieustannie się zmienia i korzystanie z jego opisu przygotowanego 50, a nawet 100 lat temu, jest po prostu nieprofesjonalne. Z tego samego powodu korzystanie ze starego słownika wcale nie jest wyrazem szacunku dla tradycji.

Wreszcie chyba najpoważniejszym błędem jest stwierdzenie, że rodzaj słownika nie ma znaczenia dla wykładni językowej. Użycie do interpretacji przepisu słownika wyrazów obcych lub bliskoznacznych może mieć katastrofalne skutki, o czym opowiem w jednym z kolejnych artykułów.

Jakie słowniki wybierać

Od kilkunastu lat w środowisku prawniczym zaczęły pojawiać się artykuły leksykografów i współpracujących z nimi prawników, które pozwalają nam lepiej przygotować się do pracy ze słownikami.

Słownik pod redakcją M. Szymczaka
Słownik pod redakcją M. Szymczaka

Generalnie zaleca się korzystać ze słowników, które są najbardziej aktualne pod kątem przyjętej metodologii (nie jest to jednoznaczne z datą wydania). Starsze publikacje, a w szczególności najbardziej popularne dziś słowniki pod redakcją Witolda Doroszewskiego oraz Mieczysława Szymczaka, z uwagi na sposób konstrukcji definicji i swoje założenia, powinny zniknąć z sal sądowych.

Może Cię to zdziwić, ale obecnie najlepszym słownikiem języka polskiego jest słownik internetowy. Wielki Słownik Języka Polskiego pod redakcją Piotra Żmigrodzkiego to najbardziej nowoczesne dzieło leksykograficzne, powszechnie dostępne i darmowe, które wciąż się rozrasta. Z pewnością doczeka się niedługo osobnego wpisu.

Czy jest się czym przejmować?

Wiele osób, z którymi rozmawiałem na ten temat, na początku traktowało mnie jak kogoś z innej planety. Jak to, pytali, skoro coś działa, po co to zmieniać? Nie będę przecież kupować nowych, drogich słowników, skoro mam starsze na półce!

Rozpadający się Passat taksówkarza także działa, ale przecież nie czyni go to symbolem profesjonalizmu. Większość prawników wykonuje zawody zaufania społecznego i ich obowiązkiem jest dbać o to, by wykonywali je profesjonalnie.

Gdy w piśmie procesowym pada stwierdzenie „Mój klient zaadoptował piwnicę na pomieszczenie mieszkalne”, nauka legal writingu staje się potrzebna jak nigdy wcześniej.

Po to powstał ten blog.

Jak u Ciebie wygląda sprawa ze słownikami? Zwracasz uwagę na jakość lub datę wydania, używasz ich w ogóle w codziennej pracy? A może nie zgadzasz się z moimi poglądami? Podziel się tym w komentarzach!

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén